,,Czasem zbyt mocno
wierzymy, że ludzie są inni, że ktoś wróci, zrozumie czy przeprosi. To nie życie
nas przeraża, ale czekanie na coś, co może nigdy nie przyjść."
Agata Pawłowska, od kiedy tylko pamiętała
należała do osób, godzących się ze swoim losem i to, że była wychowywana tylko
przez nieco lekkomyślną matkę, nauczyło ją odpowiedzialności i dorosłości,
znacznie szybciej niż powinno. Rozstanie z Pawłem także traktowała w kategorii
czegoś dobrego; chłopak najwyraźniej nie zasługiwał na nią, skoro nie potrafił
docenić wagi jej uczucia i wszelkiego poświęcenia, na jakie wciąż się
zdobywała, żeby on był zadowolony. Dotarło do niej, że tylko ona się starała;
Paweł zachowywał się tak, jakby wszystko mu się należało i dawanie czegoś od
siebie, uważał za zbyteczne. Poza tym na głowie miała coś znacznie
ważniejszego, aniżeli rozpamiętywanie libero, który ją zostawił, wymyślając
jakiś bzdurny powód. Jej życie zyskało nowy sens, zyskało powód, by wstawać
każdego kolejnego dnia i walczyć. Równo siedem miesięcy temu, jak Paweł wraz ze
Skrą zdobył swoje pierwsze Mistrzostwo Polski w karierze, na świecie pojawiła
się ważąca dwa kilogramy i mierząca czterdzieści trzy centymetry dziewczynka,
która otrzymała imiona Jaśmina Paulina.
Dobrych ludzi spotykają dobre rzeczy.
Wiara w te słowa, zasłyszane kiedyś od pewnej
bardzo mądrej kobiety, poprowadziła ją pewnego mroźnego, grudniowego dnia do
parku tuż obok jej bloku, położonego w sercu Bełchatowa. Idąc z wózkiem po
zaśnieżonej ścieżce, nie zauważyła mężczyzny wybiegającego zza rogu, który o
mało nie staranował spacerujących pań. Wojtek do dnia dzisiejszego twierdzi, że
to było przeznaczenie, gdyż ową trasę do porannego joggingu wybrał po raz
pierwszy. Matka skradła jego serce od momentu, gdy z tych kształtnych,
malinowych ust wydobyła się niewybredna wiązanka, której nie powstydziłby się
pan Czesiek z pobliskiej budowy, córka natomiast chwilę później, stając się nią
nie tylko z wyboru, ale także na papierze. Może nie było to tak samo gorące
uczucie, jakim darzyła ojca Miny, Agata wiedziała jednak, że Wojtek, oprócz jej
córeczki, jest największym pozytywem w jej życiu. Dawał jej poczucie
bezpieczeństwa, każdego dnia oplatając swoim silnym ramieniem. I chociaż
ślubując Małeckiemu miłość, wierność i uczciwość małżeńską, miała przed oczyma
niebieskie spojówki Zatorskiego, wiedziała jedno…
… dobrych ludzi spotykają dobre rzeczy.
,,Czym jest tęsknota?
Staniem na baczność i snem do poduszki, patrzeniem z boku, bo świat nam coś
zabrał. Czym jest tęsknota? Oczami w oknach i oczami w próżni, gdy kogoś nie
ma. Życiem po stronie żegnaj. Czym jest tęsknota? Sercem biegnącym do kolan
przez pola, kiedy już człowiek krzyczeć nie może i tylko się schyla, żeby
znaleźć stację. Czym jest tęsknota? Dwudziesta pierwsza - czasem na kolację.
Bez Ciebie."
Paweł Zatorski z powodzeniem wpasował się w szeregi
drużyny z Trydentu, stając się klubowym numerem jeden na pozycji libero, mimo
tego, że był najmłodszym zawodnikiem w drużynie. Stał się tytanem pracy,
wylewając hektolitry potu podczas każdego treningu. Wygrane mecze i kolejne
statuetki MVP na półce, były tego dowodem. I chociaż świeżo mielona kawa nie
pachniała tak samo, malinowa herbata straciła swoją intensywność i nawet
ulubione Nesquki przestały być mocno czekoladowe, postanowił nie wracać, ciągle
korzystając z możliwości przedłużenia kontraktu. Bywały także dni, kiedy
tęsknota stawała się paraliżująca. Czasami leżąc wieczorem na kanapie,
słuchając jej ulubionych utworów Arctic Monkeys, wybierał najlepiej znany sobie
numer i dzwonił z zastrzeżonego do momentu, aż z drugiej strony nie usłyszał
kilkakrotnie zniecierpliwionego ,,Słucham?”, wiedział, że
powinien przestać rozpamiętywać przeszłość, bo…
Każdy jest kowalem swojego losu.
Z czasem świeżo mielona kawa stała się znośna,
malinowa herbata została zastąpiona jagodową, a czekoladowe płatki zrobiły
miejsce musli z dodatkiem suszonych owoców. Każdy dzień bez niej przepływał mu
jak palce. Przez pawłową sypialnię przewinęło się kilka kobiet, które przez
moment dały mu chwilę zapomnienia. W jego sercu wciąż mieszkała piękna
blondynka, której złamał serce. Blondynka, która już nigdy będzie należała do
niego. I teraz, trzymając zdobyty przed chwilą złoty medal, dotarło do niego,
że w końcu pogodził się sam ze sobą, bo…
…każdy jest kowalem swojego losu.
Przypadkiem
dotknęła wojtkowego ramienia i jego zwiększona temperatura sprawiła, że
natychmiast się obudziła. Jeszcze nieco nieprzytomna, namacała dłonią włącznik
od lampki nocnej, a po pokoju rozlało się mleczne światło żarówki. Miała rację
- Wojtek telepał się z zimna, będąc jednocześnie oblanym potami. Choroba męża
oznaczała jedno; za kilka dni w mieszkaniu Małeckich zapanuje grypowy chaos,
jak zwykła nazywać stan, kiedy cała trójka leżała zakopana pod stertą
chusteczek higienicznych. O ile ona była niepocieszona tym, że potem przez
kolejny tydzień będzie musiała poprawiać teksty kretynów, piszących w
magazynie, którego była dziennikarką, o tyle jej mąż i córka zawsze wydawali
się być przeszczęśliwi z takiego obrotu sytuacji; czas spędzany razem celebrowali
oglądając kreskówki, jedząc słodycze i upajając się swoją obecnością.
Zegarek umieszczony w kuchence, wskazywał kwadrans przed siódmą, co
oznacza, że i tak powinna już wstawać. Przygotowała Wojtkowi herbatę z sokiem
malinowym i sokiem z połowy cytryny, a także garść medykamentów, które jakimś
cudem mogłyby spowodować nagłe wyzdrowienie jej męża. Następnie zadzwoniła do
Jakuba, przyjaciela Wojtka, z którym prowadził firmę graficzną, z informacją,
że Małecki nie pojawi się dzisiaj w biurze. Zajrzała także do Jaśminki, która już
powoli budziła się, lizana po policzkach przez Kapsla,
samojeda wyżebranego u ojca na Mikołajki.
- Minka, wstawaj - blondynka
usiadła obok córeczki i pogłaskała ją po główce. - Tatuś jest chory i
potrzebuje spokoju, dlatego pod żadnym pozorem nie wolno mu przeszkadzać,
dobrze? - dziewczynka pokiwała główką, przecierając lekko oczka. - Zaraz
umyjemy się, ubierzemy i zjemy śniadanie, a potem zawiozę cię do przedszkola.
Dzisiaj też to ja cię odbiorę, a potem skoczymy na jakieś zakupy i na takie
babskie lody, dobrze?
- Bez tatusia? - czterolatka
usiadła na łóżku, a jej oczy zrobiły się wielkości pięciozłotówek.
- Bez tatusia - potwierdziła
Pawłowska-Małecka.
- Bez tatusia to ja nie chcę! - i
płacz. Płacz tak głośny, że aż sam zainteresowany musiał pojawić się
w żółtym królestwie dziewczynki, ażeby pocieszyć swoją ukochaną córeczkę.
W tym czasie
Agata zajęła się porannym prysznicem, makijażem, kompletowaniem garderoby i
przygotowaniem śniadania dla całej rodziny. Pakowała właśnie przekąski do
pojemniczka z syrenką Ariel, gdy do kuchni wmaszerowała Jaśmina, a zaraz za nią
wesoło merdający ogonem, Kapsel. Wiedziała, że mała coś kombinuje. Niebieskie
oczy dziecka, błyszczały niebezpiecznie, świdrując matkę wzrokiem. Już dawno
pogodziła się z tym, że Mina patrzy na nią oczyma Pawła. Zresztą nie tylko oczy
miała takie same; uśmiech również był uśmiechem Zatorskiego. Te same gesty,
spojrzenia i upodobania. Jaśmina była maleńką kopią Zatora.
- Pomyślałam sobie, że skoro tata
nie idzie do pracy, to może i my zrobimy sobie wolne, co? Zrobimy dzień
piżamowy, będziemy oglądać kreskówki i będzie fajnie, co?
- Nie - powiedziała stanowczo
blondynka, obserwując chmurzącą się minę córki. - Wiesz, że ciocia Edyta byłaby
zła, gdyby mamusia nie przyszła do pracy. Szoruj się ubierać, bo nie możemy się
spóźnić.
- I co? Mówiłem, że się nie zgodzi
- powiedział Wojtek, stając w progu kuchni, pomiędzy serią kichnięć. - Minka,
weź Kapsla do pokoju i ubierz się - powiedział, chwytając żonę w pasie, a
niepocieszona blondyneczka wykonała prośbę taty, ciężko wzdychając. - Pięknie
pani wygląda, pani Małecka - pocałował ją w ucho, przy okazji kradnąc kanapkę z
talerza.
- Wypad do wyra! - musnęła jego
policzek, podając przygotowane wcześniej śniadanie. - I pod żadnym pozorem nie wychodź z niego do mojego powrotu. Masz odpoczywać - zastrzegła żona.
Odprowadziła
małżonka wzrokiem i popijając kawę z mlekiem, chwyciła tablet, ażeby sprawdzić pocztę i portale społecznościowe. Po odblokowaniu
elektronicznego cudeńka, stwierdziła, że jej mąż znowu miał je w rękach, bo
ostatnią odwiedzoną stroną, był serwis miejscowego klubu siatkarskiego.
Dokładnie pamiętała czasy, jak odziana w klubową koszulkę, kibicowała Skrze w
walce o najwyższe trofea. Ale przecież miała to już za sobą; miłość do siatkówki, odeszła razem z Pawłem. Przypadkowo dotknęła punktu na ekranie tabletu,
dzięki któremu odświeżyła stronę i oblał ją zimny pot, połączony z falą
gorąca, uradzającą do jej głowy.
Wystarczyło jedno
zdanie, by załamać jej dotychczasowe życie.
Z ziemi
włoskiej do Polski - Paweł Zatorski ponownie zawodnikiem PGE Skry Bełchatów!
Ta sama hala,
ta sama szatnia, to samo miasto i to poczucie, że w końcu jest się we właściwym miejscu. Pierwszy dzień w Bełchatowie oznaczał również
udział w treningu drużyny. Właściwie oszalałby, siedząc samemu w mieszkaniu, podczas treningu Skierki; przecież musiał poznać nowych członków zespołu, których PGE Skra pozyskała podczas trwania jego kontraktu w Trydencie, a przede wszystkim spotkać kolegów z którymi miał już przyjemność reprezentować barwy bełchatowskiej drużyny. Z uśmiechem przyglądał się żartom Winiarskiego i
Szampona, od czasu do czasu wtrącając swoje trzy grosze, co wszyscy gracze kwitowali głośnym śmiechem. Wystarczyła zaledwie
chwila spędzona w towarzystwie tych chłopaków, ażeby Zator poczuł się jak w
domu. Zresztą Bełchatów zawsze był jego domem i nawet podczas włoskich wojaży,
wracał często myślami do tej niewielkiej hali, gdzie grała
duma województwa Łódzkiego.
- To co? Jedziesz ze mną? - Mario
usiadł obok libero i zaczął wiązać buty. Szatnia powoli pustoszała; właściwie
wewnątrz zostali tylko oni dwaj.
- Jadę z tobą...? - dopytał Paweł,
pakując swoje rzeczy do torby treningowej.
- Piechocki nic ci nie mówił?
Założyliśmy Akademię Siatkówki i jeździmy po szkołach i
przedszkolach, propagując grę w siatkówkę. Dzisiaj jedziemy do ,,Dwójki",
mój Arek tam chodził - powiedział dumny ojciec.
- Też muszę jechać? - Zatorski
spojrzał na Szampona, który aktualnie pakował swoje rzeczy do plecaka. Popołudnie wolał spędzić na rozpakowywaniu rzeczy i zakupach.
- Skoro podpisałeś kontrakt, co
oznacza, że ponownie jesteś zawodnikiem Skry, to musisz - Wlazły narzucił na
siebie klubową bluzę. - Nie denerwuj się, dzieciaki są fajne.
- Nie mówię, że nie są. Po prostu
nie mam doświadczenia w kontaktach z dziećmi.
- Poodbijasz trochę piłkę,
odpowiesz na kilka pytań, podpiszesz parę kartek. Przecież to nic wielkiego -
Mariusz posłał mu ciepły uśmiech.
Nie był
przekonany co do tego, czy powinien tam pojechać, ale skoro tego wymagało
szefostwo, pojechał razem z Wlazłym do Przedszkola Miejskiego nr 2. Mariusz
miał rację; zrobił sobie kilka zdjęć, rozdał parę autografów i obejrzał
mini-spektakl przedstawiony przez dzieci ze ,,Starszaków", a następnie
mieli pokazać maluchom kilka odbić piłką. Z uśmiechem przyglądał się wygłupom dwójki szalonych środkowych, którzy popisywali się przed niezwykle atrakcyjnymi paniami przedszkolankami.
- Masz fajnego pieprzyka - usłyszał
i spojrzał w stronę dziewczynki, zajmując miejsce obok niego. Uśmiechała
się uroczo do libero, wpatrując się w tak samo błękitne oczy jak jej.
- Fajnego pieprzyka?
- Mhm, fajnego. Spójrz, mam w tym
samym miejscu - dziewczynka wskazała paluszkiem znamię na policzku. Paweł
bezwiednie przesunął dłonią po swojej twarzy i rzeczywiście - ciemnobrązowa kropka znajdowała się w tym samym miejscu, co u dziewczynki.
- Jak masz na imię? - zapytał, widząc rząd bielutkich ząbków, wyszczerzonych w przesłodkim uśmiechu.
- Jaśmina. Szałowo, co? A ty?
- Paweł. Mniej szałowo -
odpowiedział, próbując opanować śmiech.
Czterolatka zaczęła trajkotać jak najęta na temat jej psa, Kapsla, który pilnował właśnie jej chorego taty. Wypytywała Pawła o różne rzeczy, kompletnie się nie wstydząc. Zatorski odpowiadał jej cierpliwie, dziwiąc się, że tak łatwo nawiązał nić porozumienia z kilkulatką.
- Minka, mama już po ciebie przyjechała -
głos wychowawczyni grupy, wyrwał ich z pasjonującej wymiany zdań. Wzrokiem
powędrował w stronę drzwi, gdzie stała nauczycielka i matka dziewczynki.
- Minka, nie zapomnij o misiu -
powiedziała mama dziecka, starając się odnaleźć ją wzrokiem. - Wczoraj mąż musiał przewrócić całe mieszkanie, zanim przypomniała sobie, że zostawiła go w przedszkolu - kobieta wytłumaczyła przedszkolance.
W pierwszej chwili pomyślał, że się
przewidział, ale słysząc głos blondynki, utwierdził się przekonaniu, że w
drzwiach sali stoi nie kto inny, jak Agata Pawłowska. Jego Agata. Poczuł drętwienie ciała i
strużki zimnego potu, spływające po jego plecach, a w jamie ustnej zapanowała suchota. Wciąż była przepiękna;
kaskada blond włosów, okalała opaloną twarz, a dwoje zielonych oczu, iskrzyło wesoło. I ten uśmiech, uśmiech w którym się zakochał.
Po chwili i ona w końcu dostrzegła siatkarza, a
w jej zielone oczy wdarło się ogromne przerażenie. Podeszła do dziewczynki i chwytając ją mocno
za dłoń, nawet nie obrzuciła Zatorskiego wzrokiem. Chwytając w locie misia,
pędem ruszyła w stronę drzwi, szybko żegnając się z panią przedszkolanką, która
z zaciekawieniem przyglądała się całej sytuacji. Paweł podniósł się z miejsca i popędził za kobietą w stronę korytarza, nie bacząc na zdziwione spojrzenia i szepty wszystkich zebranych.
- Agatka, poczekaj - usłyszała za sobą
głos Zatorskiego, a jej ciało przeszedł dreszcz. Przystanęła na moment i powoli odwróciła się, w dalszym
ciągu, trzymając kurczowo zdezorientowaną dziewczynkę za rękę.
- Śpieszę się - powiedziała cicho,
starając się nie patrzeć mu w oczy. Niechętnie uniosła wzrok, a kiedy ukazały
jej się dwie niebieskie spojówki, należące do miłości jej życia, poczuła, że
serce pęka jej tak samo, jak przed laty.
- Mój tata jest chory i musimy mu podać
leki. Mówiłam ci przecież - powiedziała Minka, a Zator nieprzytomnie spojrzał na dziecko.
- Tata? - powtórzył cicho.
-
Tak, wyobraź sobie, że ułożyłam sobie życie. A co? Nie miałam do tego prawa? - fala wściekłości ogarnęła dwudziestopięciolatkę. - Zresztą nie muszę ci się tłumaczyć, ty nie tłumaczyłeś mi się przed laty, pakując walizki i wyprowadzając się z mojego życia. Mimo wszystko życzę ci wszystkiego najlepszego. Życzę ci tak dużo szczęścia, żebyś się nim udławił! - wrzasnęła i dumnie ruszyła w stronę wyjścia.
_________________
Wena is back!
O ludzie, to jest świetne :3 <3
OdpowiedzUsuńNo to się porobiło... Oboje myśleli, że o sobie zapomną, że ułożą sobie na nowo życie, a tu klops! Paweł wraca do Bełchatowa, i jeszcze w dodatku na pierwszy strzał spotyka swoją córkę i dawną miłość.
OdpowiedzUsuńteraz to dopiero sprawy będą się komplikować...
Jaśminka zdecydowanie SKRAdła moje serducho i jest moją ulubienicą w tym opowiadaniu! Dzieci w tym wieku są nadzwyczaj aktywne, czasem może zbyt męczące swoją ilością pytań typu: A ĆEMU? A DLAĆEGO?, ale własnie to czyni je tak wspaniałymi. :) Poświadczam osobiście, bo sama mam na co dzień taką słodką czterolatkę, którą kocham nad życie. :)
całuję i ściskam :*
Patka.
Super się zapowiada, ale już szkoda mi Wojtka (chociaż może niepotrzebnie?:D)
OdpowiedzUsuńp,
G